Zawsze zaskakuje mnie, jak szybko to miejsce się przeobraża. Instytut to nie tylko przestrzeń – to odbicie ludzi, którzy w nim są. Żywy, pulsujący organizm, który dostosowuje się, zmienia i przekształca w odpowiedzi na energię w środku. Nigdy byś nie zgadł, że zdjęcia z poprzedniego wpisu powstały tego samego dnia.
Najpierw jest targ świąteczny – pełen drobnych skarbów i cichych rozmów. Szum głosów, dźwięk kroków ludzi przeglądających i wymieniających się historiami. A potem, jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszystko znika. Jakby w milczącym porozumieniu, tam, gdzie były stoiska, nagle, pojawiają się stoły. Powietrze wypełnia zapach jedzenia, przeplatający się z gwarem rozmów i śmiechu.
To tutaj zaczyna się pierwsza część celebracji – przy wspólnych talerzach i opowiadanych historiach. Czas zwalnia, rozciąga się. A potem następuje kolejna zmiana – stoły znikają, krzesła się rozpraszają, a przestrzeń znów się przekształca. Długie stoły ustępują miejsca parkietowi do tańca. Rozmowy gęstnieją, stają się swobodniejsze, płynniejsze. Muzyka narasta, powietrze staje się cięższe, a światło w środku przygasa i zmienia barwy. Ale wystarczy wyjść na zewnątrz – tam ogień wciąż trzaska, niezmiennie opierając się nocy.